#2. And where, the hell, I am?

-Zmień dilera, a misie są słodkie. Chodź napić się piwa.
-Popieram.
Z uśmiechem wyszli z łazienki i skierowali się w stronę baru. Przechodząc obok wyjścia zauważyli, że na zewnątrz stoją mięśniacy, którzy próbowali się dostać z powrotem do środka. Na szczęście kilka centymetrów wyżsi i szersi bramkarze skutecznie ich powstrzymywali.
-Hej, Jack, kopsnij koledze piwo, jest spoko!
-Już się robi!
-O proszę, jesteś na ty z barmanem – chłopak zaśmiał się.
-Jest bratem mojego byłego, więc no tak. Tak w ogóle, to Gaby jestem. Tak w sumie, to Gabrielle, ale i tak wszyscy mówią na mnie Gaby.
-Harry, po prostu Harry.
-POTTER?! - wykrzyknęła dziewczyna i odgarnęła mu włosy z czoła - Eee, podróba, nie masz blizny.
-Oho, takiej reakcji się nie spodziewałem.
Podali sobie ręce. Gdy się tak oficjalnie zapoznawali, Johnny przyniósł piwo.
-Nigdy cię nie widziałam w tym miejscu.
-Nie jestem stąd. Tylko przejazdem.


* * *


Gaby, niechętnie otworzyła oczy, ale prawie od razu je zamknęła. Coś było nie tak. U niej w pokoju łóżko było ustawione tak, aby słońce nie waliło jej rano prosto w twarz. Ostrożnie się podniosła i usiadła na, prawdopodobnie, łóżku, przetarła oczy i cicho zajęczała z powodu potężnego bólu głowy. Otworzyła oczy i mało co nie zemdlała. Naprzeciwko niej siedział wczoraj poznany chłopak. Uśmiechał się do niej.
-Emm- zaczęła dziewczyna zachrypniętym głosem – Skąd się tu wzięłam? I gdzie do cholery jestem? - mówiła zaspanym i nadal zachrypniętym głosem.
-Jesteśmy w hotelu, w moim pokoju w hotelu. Wczoraj, hmm... Trochę mocno się wstawiłaś. A, że Johhny już poszedł, a ja nie wiedziałem, gdzie mieszkasz, to przywiozłem cię tutaj.
-Miło z twojej strony. Masz może gdzieś tutaj wodę i aspirynę? Suszy mnie, a łeb zaraz wybuchnie.
Chłopak niemal od razu podał jej butelkę z niegazowaną wodą i dwie tabletki.
-Gdzie jest łazienka?
Chłopak wskazał białe drzwi. Gaby powoli wstała i znowu usiadła. Potem znowu wstała, i prawie znowu upadła na łóżko, lecz Harry był szybszy i złapał ją w połowie lotu. Potem zaprowadził do łazienki.

* * *


-Dzięki za podwiezienie i w ogóle, za to, że zgarnąłeś mnie wczoraj z podłogi...
-Nie ma za co. Dzięki, że wczoraj odciągnęłaś mnie od tych mięśniaków, bo pewnie potem nie miał by cię kto zgarniać z podłogi – Harry uśmiechną się.
-Również nie ma za co. Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale chyba zapisałam ci po pijaku swój numer telefonu na brzuchu. Jakbyś chciał zobaczyć miasto, czy coś...
-Taak, jest tam, cały i zdrowy. Na pewno się odezwę. - Znowu się uśmiechną.
-Doooobra, to ja lecę, pewnie mój ojciec się martwi. Bywaj. - Dziewczyna nachyliła się i pocałowała chłopaka w policzek, wysiadła z samochodu i pobiegła do drzwi swojego domu.

4 komentarze:

  1. KIEDY NASTEPNY ???

    OdpowiedzUsuń
  2. kocham too < 333 jest megaa, z bff wpadłysmy na ten blog i czekamy na rodział ! <3333 ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. Noo, zaczyna się rozkręcać. :3
    Czekam na więcej. ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. mega !! dalej dodaj nastepny.

    OdpowiedzUsuń