#29. Once you’re mine, there’s no going back

* * *
Dwie godziny później

Skręcili w las. Jechali piaskową drogą przez może pół godziny. Nagle las się skończył, droga również i ukazała się polanka nad samym jeziorem. Po samym środku było miejsce na ognisko, a na skraju lasu, w cieniu drzew stał drewniany domek. Zaparkowali samochody i powoli zaczęli z nich wysiadać.
-Ojaaa, ale tu ładnie....
-No, całkiem nieźle... - Harry podszedł do dziewczyny, przytulił od tyłu i pocałował w policzek.
-Dobra, dobra, już nie zaczynajcie - odezwała się Mel. - Gab, gdzie te kanapki twojej mamy?
-Em... Gdzieś tam leżą w samochodzie...
Ktoś włączył muzykę w jednym z samochodów. Zaczęło się wypakowywanie wszystkich toreb, plecaków, śpiworów, dmuchanych materacy i miliarda innych, potrzebnych i niepotrzebnych rzeczy i zanoszenie ich na werandę domku.
-Louuuuu! Gdzie masz klucze?
Chłopak podszedł pod drzwi, gdzie stali Gaby z Liamem. Chłopak zaczął przeszukiwać kieszenie, po czym z jednej z nich wyjął pęk kluczy. Po kolei zaczął dopasowywać każdy z nich do drzwi. Trwało to dobre parę minut. Liam zaczął się powoli irytować, aż w końcu przedostatni klucz okazał się tym właściwym i w końcu dostali się do środka. Wewnątrz cudownie pachniało sosnowym drewnem.
Ku ich oczom ukazało się coś na kształt salonu, połączonego z kuchnią i jadalnią jednocześnie.
-E dobra, ludzie, jak śpimy?
-A jakie mamy możliwości?
-Dwa pokoje na górze, jeden z podwójnym łóżkiem, jeden z dwoma pojedynczymi i jeden tutaj na dole jeszcze jest, większy z trzema łóżkami... No, i jeszcze tutaj jest rozkładana kanapa, na której bez przypału zmieszczą się trzy osoby, i jeszcze w składziku za domem są jakieś dwa łóżka polowe, no i mamy tam jakieś materace dmuchane ze sobą.. Do wyboru, do koloru, jednym słowem.
-To może... Ja z Melissą w tym podwójnym łóżku, a wy...?
-To może Zayn, Lou i ja tutaj na dole, a Harry z Niall'em w tym drugim na górze? A kanapę zostawimy w spokoju, ok? Pasuje? - zaproponował Liam.
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Dwadzieścia minut później Gaby z Melissą skończyły nosić swoje rzeczy do pokoju. Jedno z okien w ich pokoju wchodziło na przód domu. Gdy je otworzyły i wyjrzały na zewnątrz, spotkał je dość zabawny widok. Ujrzały zespół, który próbował porozkładać i poustawiać wcześniej przyniesione ze wspomnianego wcześniej przez Lou składzika różne leżaki, składane stoliki i tego typu sprawy. Dziewczyny zaczęły się śmiać.
-Ha ha ha, bardzo zabawne, nie powiem! - odezwał się Louis. - Zamiast się tak patrzeć, pomogłybyście!
Dziewczyny roześmiały się jeszcze głośniej i schowały się do pokoju. Po chwili usłyszały głośny krzyk Zayna:
-NIE NO, JA PIERDOLĘ TAKĄ ROBOTĘ!
Przyjaciółki popatrzyły po sobie i starały się w miarę powstrzymać śmiech. Gdy już trochę uspokoiły, ponownie wyjrzały przez okno. Ponownie zastał je zabawny widok. Zayn siedział tyłem do wszystkich na jakimś kamieniu. Harry z Niallem podtrzymywali duży parasol ogrodowy, podczas gdy Liam i Lou bezskutecznie próbowali go rozłożyć.
-Matko... Wszystko robicie nie tak! Lou, jak z tej strony ciągniesz, to Harry musi się przesunąć, żebyś mógł...
Gaby nie dokończyła, ponieważ Harry na te słowa jakby zaczarowany puścił to, co trzymał i odbiegł szybko w stronę Zayna, Niall podążył za nim, przez co Louis i Liam zostali 'uwięzieni' w parasolu. W końcu Gaby i Mel zeszły na dół, pomogły chłopcom się ogarnąć i czterdzieści minut później wszyscy siedzieli już na rozłożonych leżakach w cieniu parasola i sączyli turbo-soczki.
-No, to przydałoby się coś na ognisko... - zaczęła Melissa.
-Jedzenie? Przecież mamy go pełno!
-Niall, tumanie, chodziło mi o jakieś drewno, czy coś...
-Och...
-No, to kto idzie?
-Ja tam jestem za tym, żeby Melissa poszła, bo wpadła na pomysł i Niall za to, że jest tumanem. - Zaproponował Lou.
Wszyscy się zgodzili i dwójka 'wybrańców' nie miała wyboru, tylko wstać i pójść do lasu.

* * *

Przez pewien czas szli w ciszy. Tylko co jakiś czas któreś sobie coś nuciło pod nosem, lub schyliło się po jakiś patyk. W pewniej chwili Melissa upadła.
- Wszystko w porządku? - Zapytał Niall dziewczynę i pomógł jej wstać.
-Tak, chyba tak...
Zrobiła krok do przodu, jednak straciła równowagę i lecąc na ziemię, pociągnęła za sobą blondyna. Upadli obok siebie i zaczęli się głośno śmiać.
-Dobra, chyba jednak coś mi jest - powiedziała przez śmiech. - Chyba zahaczyłam nogą o to coś. - Melissa wskazała na korzeń wystający z ziemi.
Po chwili uspokoili się i Niall pomógł ponownie wstać dziewczynie. Ta znów straciła równowagę po tym, jak chciała zacząć iść, ale tym razem wpadła w ramiona chłopaka.
-No, to chyba by było tyle, z tego naszego zbierania patyków. Chodź, wezmę cię na barana i wrócimy to reszty.
-Żartujesz sobie? Kręgosłup sobie złamiesz pode mną...
Chłopak popatrzył na nią jak na wariatkę, po czym wziął dziewczynę na barana.
Przeszli kawałek. Rozmawiali trochę, Mel parę razy próbowała zejść z pleców chłopaka i iść sama, ale blondyn nie pozwolił jej na to. Po parunastu minutach zrobili przerwę. Usiedli na trawie, na przeciwko siebie i znowu rozmawiali.
-Spuchła ci kostka?
Dziewczyna rozsznurowała trampka i powoli go zdjęła ze stopy. Później skarpetkę i ku ich oczom ukazała się sina i obrzęknięta kostka.
-Ojej...
-Dobra, chodźmy może, na pewno mają tam jakieś bandaże...
Wstali, a raczej Niall wstał i pomógł podnieść się Melissie. Jak tylko puścił ją, żeby się odwrócić i wziąć na plecy, Mel szybko straciła równowagę i poleciała prosto w jego ramiona. Blondyn spojrzał jej w oczy i się uśmiechnął
- No co? - Zapytała rozbawiona Melissa, mrużąc swoje brązowe oczy.
- Nic. A co niby ma być. - Chłopak uśmiechnął się.
Chciał się odwrócić, jednak ta go zatrzymała. Popatrzyła w jego niebieskie oczy. Chłopak dotknął dłonią jej chłodnego policzka. Mel przybliżyła się do twarzy chłopaka i złożyła na jego ustach czuły pocałunek.

 __________

Już nawet nie chcę liczyć, ile czasu nie było notki ;_;
No ale, ważne, że jest, nie? :*
Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta, skomentuje i tak dalej. <3

Do kiedyś tam, pis end joł end ol dat szit :*